Re: A fiordy z ręki nam jadły - Norwegia 2015 Post autor: lysybald » ndz sty 24 Świetnie się czyta, dobrze że poczekaliście trochę z relacją, to dobry czas na publikację dla utęsknionych wojaży. Krok 6A - biegam wyłącznie tam, gdzie takie punkty dają, nie marnują sił na inne biegi, nawet żal mi zrobić 80 km po lasach z kumplami, bo się zmęczę przez zawodami. W styczniu płaczę, że znów nie wylosowali mnie do biegu w Chamonix. Ostatnio jak byłem w Norwegii to mi fiordy jadły z ręki, pic rel. #pasjonaciubogiegozartu. źródło: karmifjorda.jpg +: osiemszesc, M.e +6 innych. udostępnij . Fiordy jadły mi z ręki :-) niedziela, 19 lipca 2015. Ostatnie godziny przed wjazdem na prom spędziliśmy na plaży w Międzyzdrojach Wyjechaliśmy ze Śląska o W Norwegii znajdziemy wiele interesujących miejsc, ale to właśnie najdalsza z odnóg Storfjorden trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zdradzę sekret: nieprzypadkowo. Geirangerfjorden liczy ponad 250 m głębokości, otaczają go wysokie na ponad półtora kilometra szczyty, a po jego zboczach spływa kilka imponujących Kraina spokoju i harmonii – czyli fiordy jadły nam z ręki. Wycieczkę do Szwecji z rowerowym potopem AZS’u zaliczam do tych odjazdowych imprez. Choć moje plany uległy modyfikacji (skręcona kostka) i nie udało się zaliczyć 200 km, czyli czarnej trasy, to był to zdecydowanie dobry pomysł na spędzenie weekendu na siodle. — A fiordy widziałeś? — pyta kumpel. — Staaary, fiordy to mi z ręki jadły! Mnie też marzy się, by zobaczyć fiordy, ale raczej latem. Jednak kiedy planujemy wypad do Tromsø w styczniu, stwierdzam, że skoro jest okazja zobaczyć zaśnieżone, to czemu nie? fzEu1Ll. Tym razem zapraszamy was na wyprawę do norweskich fiordów. Lecimy do Stavanger, gdzie obowiązkowym punktem wycieczki jest wejście na Preikestolen (Pulpit Rock) – skalną ambonę położoną na wysokości 604 metrów. Jest to jedna z największych norweskich atrakcji turystycznych!O norweskich fordach na forum >>Jak się tam dostać? Pierwszy etap to lot do Stavanger, potem jest kilka możliwości, my proponujemy przeprawę promem ze Stavanger do Tau, podróż autobusem z Tau na parking, który jest punktem startowym pieszej wspinaczki na Preikestolen. Loty Wizz Air odbywają się z Katowic, Gdańska lub z Wilna. Ceny biletów zaczynają się od kilku zł w jedną stronę. Cena dotyczy wykupionego członkostwa w Wizz Discount Club oraz płatności z Konta Wizz (brak dodatkowej opłaty rezerwacyjnej).Lotnisko Stavanger Sola: lotniska Stavanger „Sola” do oddalonego o 15 km centrum miasta możemy się dostać na kilka z nich jest miejski autobus Kolumbus (linia 9). Kursuje on z i do lotniska tylko od poniedziałku do piątku. Koszt przejazdu to 33 NOK (1 NOK ok. 0,56 zł). Przystanek znajduje się tuż obok wyjścia z terminala. Przejazd do centrum zajmuje około 1 sposobem jest skorzystanie z linii Flybussen. Autobusy kursują 7 dni w tygodniu. Końcowym przystankiem jest przystań promowa Fiskepiren. Czas przejazdu to 20 do 30 minut. Koszt biletu w jedną stronę to 100 NOK. Za bilety w obie strony zapłacimy 150 NOK. W autobusie można płacić wypukłymi kartami kredytowymi Visa oraz Master Card (na lotnisku jest bankomat, ale prawie wszędzie zapłacimy w/w kartami). Przewoźnik oferuje ulgę 25% dla studentów, dzieci i seniorów. Można również zakupić bilet rodzinny – 1 osoba dorosła + bezpłatna podróż dla 2 dzieci. Są też zniżki 20 NOK dla grup 3 rozkład jazdy: – rozkład linii nr 9: wybieracie się większą grupą lub spotkacie rodaków oczekujących na przejazd z lotniska do centrum Stavanger, warto rozważyć skorzystanie z taksówki – podróż w czasie weekendu 8-osobowej grupy to koszt 600 NOK (75 NOK od osoby) – cena jest indywidualnie negocjowana. Dzięki temu szybciej dostaniecie się na przystań promową (w taksówkach najlepiej płacić kartą kredytową).W porcie lotniczym dostępne są bezpłatne ulotki, mapy i przewodniki po Stavanger oraz atrakcjach turystycznych regionu. Materiały te są również dostępne w punkcie informacji turystycznej w Stavanger przy Domkirkeplassen 3. Godziny otwarcia to: od 1 stycznia do 31 maja – od poniedziałku do piątku od do w soboty od do od 1 czerwca do 31 sierpnia – od poniedziałku do niedzieli od do od 1 września do 31 grudnia – od poniedziałku do piątku od do w soboty od do Zamknięte w dni świąteczne! Mapy oraz ulotki informacyjne z rozkładami promów i autobusów znajdziecie też w przystani promowa czynna jest codziennie od do Wewnątrz jest darmowe WiFi, gniazdka z prądem do naładowania baterii laptopów, telefonów czy akumulatorków do aparatu. Są bezpłatne toalety i szafki na depozyt (koszt 60 NOK za dobę). Obok terminala promowego jest sklep spożywczy, w którym można zrobić zakupy. Ceny niestety norweskie, np. za chleb zapłacimy około 20 ze Stavanger do Tau odpływa średnio co 30 min w zależności od pory dnia. Czas podroży to 40 minut. Bilety kupujemy w kasie lub, jeżeli te są zamknięte, na promie. Należy zejść pod pokład i udać się do kasy lub kupić bilet u obsługi promu. Możemy od razu kupić bilety na podróż tam i z powrotem łącznie na prom i autobus, który z Tau zawiezie nas na parking, będący początkiem szlaku turystycznego wiodącego na Pulpit Rock. Zachęcamy do wyjścia, choć na chwilę, na górny pokład w trakcie przeprawy promowej ze względu na możliwość podziwiania malowniczych trasie Tau – Preikestolen – Tau usługi przewozowe świadczy dwóch przewoźników: TIDE oraz BOREAL TRANSPORT (autobusy koloru zielonego). Koszt biletu w obie strony dla 1 osoby u przewoźnika TIDE to 240 NOK (wraz z promem), a w BOREAL TRANSPORT 228 NOK. Bilety kupujemy na promie lub w autobusie. Można również zakupić bilety oddzielnie sam prom 44 NOK w jedną stronę + bilet na przejazd autobusem. Kwota za podróż w obie strony będzie podobna do tej, gdy od razu zakupimy bilety na prom + też kupić bilety tylko na prom, a z Tau do Preikestolen próbować podróży autostopem. Do pokonania jest ponad 20 km Reiser: rozkład rejsów promu: Reiser cennik: TRANSPORT cennik biletow: TRANSPORT rozkład jazdy : – prom Stavanger – Tau: w drodze do Preikestolen: na Preikestolen (Pulpit Rock) zaczynamy z parkingu przed schroniskiem i budynkami Norweskiego Towarzystwa Turystyki Górskiej (Norwegian Mountain Touring Association). Startujemy z poziomu 270 metrów. Do pokonania mamy około 3,8 km, a różnica poziomu wynosi 334 jednak wyruszymy, w miejscowym sklepie (ceny nie należą do najniższych) możemy uzupełnić zapasy wody oraz jedzenia lub zakupić mapy itp. Cięższe rzeczy, które nie będą nam potrzebne podczas wyprawy, można zostawić z depozycie dostępnym w schronisku. Bezpłatnie można też skorzystać z toalety. Podstawowe wyposażenie, jakie zabieramy to dobre obuwie (szlak jest kamienisty, miejscami jest też błoto) oraz kurtka przeciwdeszczowa i chroniąca od wiatru. Warto zabrać również coś cieplejszego np. odzież termiczną, która nie zajmuje dużo miejsca, a ochroni przed (Pulpit Rock): półtora kilometra trasy nie jest zbyt trudne. Nawet dla osoby, która nie chodziła po górach, wspinaczka na tym odcinku nie będzie stanowiła problemu. Kolejne pół kilometra to dość ostre podejście po kamieniach. W zasadzie jest to jedyne miejsce, które może nam sprawić trudność, ale nie na tyle, aby zrezygnować z wyprawy. Co kilkaset metrów są tabliczki informujące, w którym miejscu się znajdujemy, punkty widokowe oraz ławeczki, na których można drogi została specjalnie przygotowana do pieszej wędrówki. Miejsca grząskie zostały wyłożone drewnianymi podestami. Dotarcie na skalną półkę zajmuje nieco ponad 2 godziny, wliczając w to przerwy na odpoczynek, czy podziwianie i fotografowanie widoków. Droga powrotna zajmuje około 1 godz. 45 Preikestolen to skalna półka o wymiarach 25 x 25 metrów. Przy sprzyjającej pogodzie odwiedzają ją tłumy. Rozciąga się z niej malowniczy widok na nie ograniczać się tylko do samej skalnej półki, ale również wejść nieco wyżej, by podziwiać pełniejszą panoramę na Lysefjord. Widoki z Preikestolen w pełni wynagradzają wysiłek związany z dwugodzinnym podejściem!W drodze powrotnej, w schronisku przy parkingu jest możliwość skorzystania z prysznica. Koszt to 10 NOK. Prysznic z ciepłą wodą uruchamia się po wrzuceniu monety. Pieniądze można rozmienić w pobliskim sklepie z pamiątkami. Nie należy jednak spodziewać się luksusów, ale odświeżyć się kolei po dotarciu do Tau, w oczekiwaniu na prom, można przed wiatrem czy zimnem schronić się w poczekalni promowej. Jest tu toaleta oraz gniazdko z prądem (czas oczekiwania można wykorzystać na doładowanie telefonu komórkowego lub akumulatorków do aparatu fotograficznego!)Jeżeli ktoś chce wrócić na prom wcześniej, może skorzystać z taksówki. Koszt przejazdu z parkingu przed Preikestolen to 400 NOK. Tyle samo zapłacimy za przejazd w drugim popołudnie oraz wieczór polecamy poświęcić na zwiedzanie Stavanger. Spacer najlepiej zacząć od Gamle Stavanger, czyli malowniczej starej części miasta (z przystani promowej należy kierować się na wprost i przejść około 200-300 metrów). Znajduje się tam ponad 170 drewnianych domków z wąskimi uliczkami. Domy wybudowano pod koniec XVIII i XIX miejscem jest nabrzeże portowe z promenadą. Warte zwiedzenia są również Katedra, która jako jeden z nielicznych kościołów w Skandynawii zachowała swój pierwotny wygląd, Muzeum Telegraficzne, Muzeum Ropy Naftowej czy Muzeum w zwiedzaniu jest mapka w języku polskim z narysowanymi zabytkami (link znajdziecie poniżej).Kolumbus rozkład linii autobusowych: – cennik: pogody w Stavanger oraz na Preikestolen: mapy i plany:– Travel: robić w Stavanger: na zwiedzanie: turystyczne w Stavanger: w przystępnej cenie: o polach namiotowych: dla turystów szukających schroniska: strona regionu: – kamery internetowe: w Stavanger są drogie noclegi. Z tego powodu wielu turystów decyduje się na spanie w namiotach. Jest to pewna alternatywa, aby zaoszczędzić nawet kilkaset złotych. Wybierając tę formę należy pamiętać, że rozbicie namiotu dozwolone jest nie mniej niż 150 metrów od najbliższych zabudowań. Należy też przestrzegać czystości i porządku. W terminie od 15 kwietnia do 15 września w terenie zalesionym nie wolno rozpalać ognisk!Jeżeli wybierzemy opcję weekendową beznoclegową, możemy na samolot powrotny do Katowic (w niedzielę) oczekiwać na lotnisku w Stavanger, które jest czynne całą dobę, musimy jednak pamiętać, że w soboty ostatni autobus na lotnisko odjeżdża o godzinie Jeżeli go przegapimy, a na pewno przegapimy, bo raczej nie da się biegiem pokonać trasy do i z Preikestolen, to noc spędzamy w Stavanger. Kolejny autobus jest dopiero o rano w niedzielę. Przystań promowa czynna jest do godziny podobnie dworzec kolejowy. W nocy z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę do rano czynne są Burger King (Torget 7) oraz McDonald’s (Søregata 7), w pozostałe dni do Herbata kosztuje tu 13 na samolot można także spędzając czas na plaży Sola Strand, która znajduje się bardzo blisko lotniska i samego terminala. Tę opcję polecamy w pogodne i ciepłe niespodziankę dla podróżnych ma z kolei sam port lotniczy. O poranku, przed bramkami do strefy bezpieczeństwa (na I piętrze) tuż przy ruchomych schodach, na pasażerów czeka stolik z bezpłatną kawą, czekoladą i wrzątkiem. Na zgłodniałych czekają też świeże drożdżówki z rodzynkami. Bułek jest dość dużo, wystarczy dla każdego, należy jednak pamiętać, że to poczęstunek, a nie bezpłatne hotelowe śniadanie! Nie wiemy, czy jest to stała propozycja, czy tylko czasowa. Gdy odlatywaliśmy ze Stavanger z przyjemnością skorzystaliśmy z pożywnej czekolady i świeżych macie własne spostrzeżenia, rady lub podpowiedzi – zachęcamy do podzielenia się nimi z czytelnikami poprzez umieszczenie komentarzy pod tekstem!Ostatnia aktualizacja 8 kwietnia 2013 r. Przejdź do zawartości Fiordy mi z ręki jadły Fiordy mi z ręki jadły Czasami w życiu robimy coś innego, nietypowego i zaskakującego. Czasami uciekamy od czegoś, lub kogoś. Czasami do działania kieruje nas jeden impuls, dwie myśli i już, nowa rzeczywistość. Mój wyjazd do Norwegii był taką ucieczką. I dobrym wyjściem, bo dzięki temu zobaczyłam piękne zakątki i inne niż tropikalne krajobrazy, poznałam świetnych ludzi i fajnie się bawiłam. Zawsze swoje urlopy planuje w ciepłych krajach, teraz coś mi się zwichrowało i zdecydowałam się na odwiedzenie zimnego zakątka Europy. [more] Był to tak spontaniczny i niespodziewany wyjazd, że nawet nie zdążyłam się do niego odpowiednio przygotować. Ani czapki, ani rękawiczek, ani porządnych butów do chodzenia po górach. Po górach, których nota bene nie lubię zwiedzać osobiście po tym, jak kilka lat temu właśnie w górach złamałam sobie niefortunnie nogę w czterech miejscach i zostałam unieruchomiona w łóżku na 8 miesięcy. Dość tych wstępów i tłumaczeń, fiordy są gwiazdą tego odcinka! Norweskie fiordy są jednym z najbardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych miejsc na ziemi. Monumentalne góry porośnięte drzewami, gdzieniegdzie zalegające połacie śniegu i do tego piękny kolor wody, z której niespodziewanie wyrastają zbocza gór. Kręte i wąskie drogi przy fiordach niektórych przyprawiały o zawrót głowy innych wprawiały w zachwyt i niedowierzanie nad potęgą natury. Kilka razy dostawałam ciarek na skórze patrząc na te dzikie i surowe widoki. W takich chwilach myślałam o tym, że w zestawieniu z takimi widokami i potęga natury człowiek nadal jest mały. Jak dziecko cieszące się z pierwszych dni zimy, tak i ja w letnich zielonych klapeczkach znalazłam się szybko na śniegu i… zwyczajnie wywinęłam orła. Ależ było mi wtedy zimno w bose stopy, ale przy tym jak radośnie! 🙂 Kościółek w Borgund. Jeden z zakrętów Drogi Orłów. Trole… Widok na Geirangerfjord… Kra na Jeziorze Djupvatnet. Atamanka2020-05-14T17:15:29+02:00 -waldi- pisze:cichaczem obrócił... i smaki robi Eee, tam cichaczem - za dnia jechałem. Jeżeli zaś o smakach mowa, to z góry ostrzegam, że w relacji z kolejnych dwóch dniach urlopu smaków motocyklowych za dużo nie znajdziecie. Będzie więc raczej krótko - przynajmniej mam taką nadzieję. Norwegia, dzień 2 i 3 - Patrzymy na fiordy z góry Wybierając Lysebotn na pierwszy przystanek naszej podróży mieliśmy w głowach cztery cele do zrealizowania: 1) pokręcona droga do Lyseboton 2) wyjście na Kjerag 3) przepłynięcie promem przez Lysefjorden 4) skalna półka Preikestolen Pierwszy cel zrealizowaliśmy bez większych problemów więc przyszła pora zaplanować kolejne atrakcje. Wieczorem, w dniu przyjazdu, sącząc piwko w barze, który był jednocześnie recepcją kempingu dowiedzieliśmy się, że rejs przez Lysefjorden trzeba wcześniej zarezerwować i wykupić, bo kursuje tu tylko mały turystyczny prom, jak dobrze pamiętam tylko dwa razy w ciągu dnia. Tak, też zrobiliśmy korzystając z dostępnej w knajpce sieci WiFi - generalnie nie ma problemów z wykupieniem biletu na stronach przewoźników, ważne żeby mieć do dyspozycji kartę którą można płacić w sieci. Nam udało się wykupić bilet na ranny rejs za dwa dni, tak więc mieliśmy cały kolejny dzień na realizację celu nr 2. Fakt, że mieliśmy na wycieczkę cały dzień zdemotywował nas co nieco i postanowiliśmy odespać trochę wczorajszą podróż. Pogoda z rana nie wyglądała najgorzej chociaż prognozy zapowiadały opady na popołudnie. Nie zrażaliśmy się jednak na zapas i ciesząc się w wyobraźni pięknymi widokami na fiord wskoczyliśmy na Prosiaka. Szlak prowadzący na Kjerag rozpoczyna się przy restauracji na szczycie drogi do fiordu, będziemy mieć więc okazję zaliczyć atrakcję z punktu pierwszego jeszcze dwa razy. Najpierw trzeba wspiąć się do góry, a potem znowu wrócić. Chyba jeszcze żadnej drogi z listy tras z adrenaliną nie będę miał tak utrwalonej. Tak jak jednak wcześniej napisałem, w tej części relacji za dużo jazdy nie ma więc po 10 km winkli stawiamy Prosiaka na parkingu, zmieniamy motocyklowe ciuchy na coś bardziej nadającego się na górskie wycieczki i rozpoczynamy wspinaczkę. Szlak na Kjerag może nie jest za długi, ale prowadzi przez trzy poważne wzniesienia. Trzeba liczyć, że wycieczka zajmie ok. 5-6 godzin (tam i z powrotem), bo na każdą górę trzeba się najpierw wdrapać, żeby potem znowu złazić - nie wiem, kto tak wymyślił te góry, przecież to zupełnie bez sensu jest. W każdym razie, póki co byliśmy zdeterminowani i nawet porywisty wiatr, który objawił się nam na szczycie pierwszego przewyższenia nas nie zniechęcał. Niestety po zejściu z góry zaczęło padać i zaczęliśmy zastanawiać się czy warto brnąć dalej. Póki co wiatrówki dzielnie chroniły nas przed wiatrem, ale nie było szans żeby przetrzymały większy deszcz. Wierzyliśmy jednak naiwnie, że wiatr który nagle przywiał te deszczowe chmury równie szybko je przegoni. Postanowiliśmy więc iść dalej. Niestety, zamiast się poprawiać robiło się coraz gorzej. Zaczęło naprawdę ostro padać, a wiatr wiał z taką siłą, ze niemalże wbijał krople deszczu w skórę. Nie wspominając o ubraniu - pół godziny przed szczytem byliśmy tak mokrzy, jak chyba jeszcze nigdy. Efekt byłby taki jakbym wskoczył do fiordu - we wszystkich ciuchach, łącznie z butami. Może temperatura powietrza nie była zbyt niska (chociaż skąd ten śnieg na szlaku?) ale ten porywisty wiatr tak wychładzał, że człowiek tracił chęć do jakiejkolwiek aktywności. Jeszcze nigdy nie byłem tak zmarznięty, nawet w zimie, a przecież mieliśmy środek lata? Do tego przed samym szczytem, pogubiliśmy trochę drogę i nie trafiliśmy na szlak w kierunku klifu - byliśmy niby na górze, ale nie umieliśmy znaleźć drogi do słynnego zaklinowanego głazu. Z jednej strony rozsądek podpowiadał, że trzeba temu dać spokój i najwyższa pora wracać, a z drugiej strony świadomość, że drugiej szansy nie będzie ciągnęła nas do przodu. Na szczęście w ostatniej chwili Monika wypatrzyła ścieżkę w kierunku klifu i rzutem na taśmę udało się zobaczyć to po co tu przyszliśmy. Chociaż zobaczyć, to trochę za duże słowo, bo nie było czasu na podziwianie podobno pięknych widoków fiordu z klifu. Chmury, deszcz i porywisty wiatr nawet nie pozwoliły zrobić przyzwoitej pamiątkowej fotki na zaklinowanym głazie. Było mokro i tak wiało, że nie odważyłem się stanąć na tym zaklinowanym nad przepaścią głazie w obawie że mnie zwieje. A miałem przecież na nim poskakać, żeby sprawdzić czy się dobrze trzyma. Teraz już z tego żartuję, ale wtedy na górze zupełnie nie było mi do śmiechu. Zdjęcia tego nie oddają, ale było naprawdę niefajnie i chcieliśmy jak najszybciej zejść na dół. Trochę więcej widać na filmiku, który udało się Monice zarejestrować pokazującym jakiegoś szaleńca wskakującego na kamień na trzy sekundy i uciekającego przed deszczem. Przy okazji dla mojej żonci - jestem pełen podziwu, że nie dość że dała się tam wyciągnąć to jeszcze mimo tych koszmarnych warunków wytrzymała ze mną do samego końca. Najgorzej, że przed nami były jeszcze jakieś dwie, trzy godziny zejścia do parkingu na którym czekał na nas Prosiak i suche motocyklowe ciuchy. Oczywiście nie było sensu ubierać motocyklowych ubrań na to co mieliśmy na sobie - trzeba było jeszcze zahaczyć o restauracyjną toaletę, zrzucić z siebie wszystko i co nieco się przetrzeć papierowym ręcznikiem i na golsa wskoczyć w motocyklowe łaszki. Teraz pozostało tylko po raz trzeci zaliczyć krętą drogę na dół - zdecydowanie najciekawsze doznanie jak dotąd - w ulewnym deszczu, przemarznięci i bez majtek - tego jeszcze nie przerabialiśmy. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że nie wracamy tym razem do ciepłego domku tylko pod namiot i nie będzie nam dane szybko się ogrzać i wysuszyć. A jak się później okazało, mokre mieliśmy nie tylko to co na sobie ale również to co w plecaku. Moja wina, bo zamiast wrzucić wszystko do foliowego worka, który miałem przy sobie wierzyłem że plecak jakoś wytrzyma. W efekcie z portfela wylewałem wodę - kartom i dokumentom nic nie zaszkodziło ale Euro, duńskie i norweskie korony musieliśmy rozłożyć w namiocie z nadzieją, że co nieco przeschną i będą się jeszcze nadawały do użytku. Można powiedzieć, że tym razem spaliśmy na pieniądzach. Niestety, deszcz nie dawał za wygraną i cały wieczór i noc padało. Rano też jeszcze kropiło więc trzeba było zwijać mokry namiot i kombinować jak poupychać bagaże żeby kompletnie przemoczone ciuchy i buty zmieściły się razem z tym co jeszcze pozostało suche. Byliśmy zdecydowanie przygnębieni - po pierwszym słonecznym dniu nie zostały nawet wspomnienia, a my zastanawialiśmy co nam odbiło żeby wybrać się do Norwegii zamiast na słoneczne plaże Chorwacji. W tym momencie niewiele brakowało żebyśmy zawinęli ogony i skierowali się w kierunku domu. Na szczęście duma i wrodzony upór nie pozwolił nam na taki ruch. Poza tym Monika poprzedniego dnia wieczorem dowiedziała się po fakcie, że kręta droga z Lysebotn na górę jest na topie listy "dróg z adrenaliną" i jest jedną z najtrudniejszych dróg Norwegii - dobrze, że nie wiedziała tego wczoraj jak zjeżdżaliśmy na mokro po zejściu ze szlaku, bo pewnie musiałbym sprowadzić motor zamiast jechać. Tak więc opcja powrotu na górę odpada, a poza tym przecież nie wypada zmarnować 240 NOK wydanych na poranną przejażdżkę promem po pięknym "świetlistym" fiordzie. Lysefjorden jest podobno nazywany jasnym albo świetlistym ze względu na piękną grę świateł na jego skalnych ścianach. Nam niestety pozostało podziwiać jego bardziej ponury wizerunek, chociaż im bliżej Forsand do którego zmierzaliśmy, tym pogoda wydawała się być lepsza. Cały fiord ma ok. 40 km, a trasa promu pewnie trochę mniej więc dość szybko byliśmy na drugim końcu. Pozostało zatankować Prosiaka i przewietrzyć go trochę - do kolejnego punktu nie mieliśmy zbyt daleko. Od przystani tylko ok. 15 kilometrów dzieliło nas od kempingu Preikestolen na którym mieliśmy się zatrzymać. Oczywiście cały czas zastanawialiśmy się czy kolejna próba wyjścia w góry ma jakikolwiek sens, zwłaszcza że wszystkie ciuchy które nadawały się na taką wycieczkę były kompletnie mokre. Czując jednak niedosyt po poprzednim dniu postanowiliśmy dać sobie i Norwegii jeszcze jedną szansę. Jedziemy na kemping, a potem się zobaczy. Zanim dojechaliśmy na kemping zza chmur wyjrzało słońce. Norwegia chyba chciała się zrehabilitować i pokazać nam swoje lepsze oblicze. Przed południem, jak zaczynaliśmy rozwijać przemoczony majdan świeciło już tak mocno że goniłem w samych spodenkach. W przeciągu godziny nasze górskie ciuszki prawie nadawały się do noszenia, buty potrzebują więcej czasu ale na szczęście mamy rezerwę. Trasa z tego co wiemy nie jest zbyt skalista więc damy radę w tenisówkach. Nie ma co zwlekać - ruszamy bo kolejnej szansy nie będzie. Trasa na Preikestolen nie jest może przesadnie wymagająca, bo idzie się prawie cały czas po równych kamieniach, ale w razie deszczu może też być nieciekawie. Na niektórych odcinkach jest jeszcze wilgotno i można się przejechać, tak więc nie polecam wycieczek w japonkach. Trasa w górę zajęła nam ok. dwóch godzin i tak jest chyba kalkulowana w przewodnikach. Widoki po drodze są piękne, jedynie co mnie osobiście przeszkadzało to te tłumy turystów - momentami czułem się jak na drodze do Morskiego Oka. Niestety, innej drogi nie ma więc trzeba zacisnąć zęby i iść dalej. Dwie godzinki w tłumie da się jakoś wytrzymać, zwłaszcza kiedy na górze można spokojnie usiąść i odpocząć kontemplując widoki. Posiedzieli, pooglądali, trzeba jednak wracać. Nie, oczywiście nie do domu chociaż jeszcze rano o tym poważnie myśleliśmy. Pomimo tych kaprysów pogody Norwegia coś w sobie ma - nie pozostaje nic innego jak bliżej się temu przyjrzeć. Tyle fotek na dzisiaj, więcej tradycyjnie w galerii. cdn..

fiordy mi z ręki jadły